czwartek, 30 listopada 2017

Podróź. IV.Powrót do Polski

            W 2013 Po raz pierwszy pojechałam do Warszawy na konferencję studencką. Zakochałam się w tym kraju. Wtedy już wiedziałam, że zostanę tu na zawsze.
Pierwsze spotkanie z WUM(Warszawskim uniwersytetem Medycznym) było dla mnie sporym przeżyciem. Weszłam do wydziału wymian zagranicznych i zapytałam:
- Dzień dobry. Jestem studentką medycyny. Studiuję w innym kraju. Czy mogę się zarejestrować na praktyki studenckie dla obcokrajowców? – to wszystko mówiłam wtedy po angielsku. (Języka polskiego jeszcze nie znałam.)
-Ale my nie mamy praktyk dla studentów z zagranicy. Praktyki są obowiązkowe tylko dla sób z Polski. Innych praktyk nie ma, chyba że zaproponuję Pani praktyki w ramach wymiany naukowej (Erasmus…) Wiedziałam, ze moja uczelnia nie ma w programie Erasmusa, więc, nie mogłam tego zrealizować w Mołdawii.
Już prawie że zamknęłam drzwi, kiedy urzędniczka naglę powiedziała:
- Ale może Pani robić w Polsce staż podyplomowy, tylko najpierw musi się Pani nauczyć polskiego…
Od tego momentu właśnie zaczęły się moje przygody podróżnicze. Szybko podjęłam decyzję. Tego dnia zadzwoniłam do mamy:
- Cześć, mamo, istnieje taka możliwość, żebym dostała zezwolenie na pracę w Polsce.  Pojawiła się możliwość odbycia w Polsce stażu podyplomowego, a więc muszę nauczyć się języka polskiego. Mam nadzieję, że wystarczy mi rok czasu na realizację moich planów. 
Do tego czasu zamierzałam pracować w Mołdawii i powoli uczyć się języka polskiego.
Ostatniego dnia konferencji studenckiej, miałam kilka godzin na to, żeby kupić sobie jakiś podręcznik do nauki polskiej gramatyki. Złapałam taksówkę. Za kilka godzin miałam lot do Mołdawii.
- Dzień dobry, can we go, - zaczęłam po angielsku…
- Jeżeli płaci Pani 100 złotych, to jedziemy, a jak nie…
Zapłaciłam. Dojechaliśmy, wysiadłam przy księgarni. Sprzedawczyni podała mi od razu podręcznik autorstwa Liliany Madelskiej, pisany na podstawie porównań rosyjskiego z polskim, pod względem słownictwa oraz gramatyki. 
…Od razu po zaliczeniu państwowych egzaminów w Mołdawii, zaczęłam się uczyć języka polskiego.
...Do dzisiaj pamiętam tę noc, jakby to było właśnie wczoraj... Nie chciało mi się spać, cały czas chodziły mi po głowie różne pomysły. Udałam się do innego pokoju, gdzie stał komputer. Szukałam jakichkolwiek informacji na temat szkoleń językowych w Polsce. Znalazłam kilka ciekawych propozycji dla obcokrajowców. Przez całą noc nie mogłam już zasnąć, byłam szczęśliwa: zapiszę się na kurs, i pojadę do Polski na cały miesiąc.
Później wróciłam do Mołdawii po nową wizę. Już po kilku miesiącach miałam zaliczony egzamin z języka polskiego na poziomie B2, i od razu złożyłam podanie na Śląśkim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach o nostryfikację dyplomu. Od tej pory prawie nie wyjeżdżałam z Polski.
    Wiem, co to jest Zew Krwi. Pradziadkowie nigdy nie wrócili  do Polski. Ale ja, tu mieszkam. Płynie we mnie zarówno polską, jak i rosyjską krew. Moje dzieci urodzą się w Polsce. Będą miały obywatelstwo polskie, będą miały język polski jako ojczysty.
    Czemu polski nie jest moim własnym językiem ojczystym? Nie wiem, naprawdę, zastanawiam się nad tym. Bardzo go lubię za to, że zachował elementy słownictwa prasłowiańskiego. Szczególnie takie, których w rosyjskim dzisiaj już nie ma... Kocham ten język. Za to, że moja  prababcia, pani Nina Zajączkowska, której nigdy nie poznałam, mówiła po polsku. Za to, że mój pradziadek, pan Paweł Sosnowski, mówił w tym języku.

       

Podróź. III.Postanowiłam wyjechać



         W Berlinie poznałam kilkoro studentów z Polski. Od razu się z nimi  zaprzyjaźniłam. Pamiętam, jak do nich zagadałam. Po angielsku. Powiedziałam, że mam polską krew. Zaprosili mnie do swego towarzystwa. Później śpiewaliśmy wspólnie różne piosenki po polsku. Kiedyś się tych piosenek uczyłam, bardzo je lubię. Poszliśmy do jakiejś kawiarni. Nie była miejsc, więc to wyszliśmy na dwór. Chłopaki cały czas żartowali, dziewczyny się śmiały. Mieliśmy sporo współnego. Przyjemnie się czułam w tym towarzystwie. Przez cały wieczór spacerowaliśmy, robiliśmy zdjęcia, gadaliśmy. Nauczyłam się mówić „jeszcze raz” oraz „miechawiczki”.
Jedna z koleżanek miała na imię Ola. Była najbardziej życzliwa, i zaprosiła mnie do swojego domu.
- Jak przyjedziesz do Polski, zapraszam do mnie, będziesz u mnie mieszkała. Mam pokój dla gości. Możesz przyjechać na konferencję albo na kurs językowy. 
Byłam ogromnie wzruszona. Czułam się tak, jakbym znalazła krewnych. Tego dnia postanowiłam koniecznie pojechać do Polski na dłuższy okres czasu.


sobota, 18 listopada 2017

Podróź. I.Początek




„W dniu, w którym zaniechasz podróży, dotrzesz do celu.” (Japońskie zrzeczenie).


Mama mnie wychowała dość patriotycznie. Nie chodzi wcale o kraj, w którym się urodziłam. Ona mi natomiast dużo mówiła o Polsce. Mama była zachwycona polską kulturą, ponieważ ten kraj był dla niej objęty tajemnicą. Będąc małą dziewczynką, moja mama często słyszała, o czym dorośli rozmawiali szeptem. To znaczy, jej ojciec, Anatol, i wujek Józef. Głośno o tym nie mówili nigdy. Ale jak byli sami i myśleli, że nikt ich nie podsłuchuje, wspominali ciągle o tym, co ich z Polską łączy. Jakieś spalone dokumenty… Jakieś polskie słówka, które słyszeli pewnie od swojej mamy. Z kolej moja mama się tego nasłuchała od nich.
Bardzo chciałam wybrać się do Polski, zobaczyć, co to jest za kraj. Bałam się, że nie dostanę wizy. Mama mówiła, że ciężko jest dostać wizę. Pewnego lata postanowiłam odwiedzić Polskę jako turystka. Namówiłam rodziców na wycieczkę. Powiedziałam po prostu: „Mamo, musimy w końcu wybrać się razem do Polski.” Mama się bardzo ucieszyła. Tata nie miał jak się nie zgodzić. Ale nie wszystko zależało od nas… Podróż obejmowała różne kraje, Polska jednak nie byłą wyznaczona na naszej turystycznej trasie. Szkoda mi było, bo chciałam właśnie do Polski. Idziemy z rodzicami do agencji turystycznej, i tu nagle się okazuje, że ostatnim miastem naszej trasy jest Kraków. Bardzo się ucieszyłam. Do dziś, jak mnie ktoś zapyta, mówię, że najbardziej mi w tej całej podroży spodobał się Kraków. Spełniło się marzenie dowiedzieć Polskę. Pamiętam, jak się czułam turystką z obcego kraju. Miałam wrażenie, że nikt na mnie nie patrzy, nikt mnie nie obserwuje. A ja patrzyłam na piękne zachodnio-słowiańskie rysy, włosy o kolorze słomy czy miodu, i niebo, takie, jak te oczy… Wielu ludzi, w każdym chciałam widzieć krewnych, z którymi los mnie rozłączył. Chciałam być swoja. Chciałam rozmawiać z ludźmi. Chociażby po angielsku. Nie mówiłam wtedy po polsku. Wydawało mnie się, że wszystko rozumiem. Razem z mamą obserwowałyśmy ludzi, próbując zrozumieć, o co chodzi. Zdawało nam się, że wszystko rozumiemy.
Pamiętam, jak po raz pierwszy wchodziliśmy do CH Galerii Krakowskiej, co znajduje się przy Dworcu Głównym w Krakowie. Mama wtedy powiedziała:
- Wszystko rozumiem. Łatwy jest ten język. – Mnie się również wydaje być łatwy. „Kapusta”, ”Sałatka”…- jasne, że znamy znaczenie tych słów. Gorzej jest z tymi „Zimniakami”- tego nie rozumiemy, zastanawiamy się, co by to słówko mogło znaczyć.
- Nie mówmy do nich po rosyjsku, szanujmy historię. Dla nich rosyjski to język wroga. Będzie lepiej, jak będziemy rozmawiali z nimi po angielsku. – Tak stwierdziła moja mama. Się zgodziłam, choć, przyznam się szczerze, nie wiele wiedziałam o historii Polski. Zastanawiałam się cały czas nad tym, dlaczego Polacy nie lubią Rosjan oraz języka rosyjskiego. Wiadomo, że przez dłuższy czas byli zmuszeni do posługiwania się tym językiem przez władze byłego ZSRR. …Ale na tym właściwie prawie kończyła się moja wiedza…
-Mamo, co tu jest napisane?
-Oj, nie wiem…Nikt mnie nie uczył tego pięknego języka.
Mama nie miała kontaktów z krewnymi z Polski. A ja chyba wciąż byłam małą dziewczynką. Nie umiałam sama podejmować decyzji, a rodzice stwierdzili, że wyjechać do Polski na dłużej to trzeba znaleźć dobry powód, a go przecież nie ma…
Dopiero po dwóch latach, jako studentka, pojechałam do Niemiec na konferencję naukową. Była to moja pierwsza samodzielna wycieczka do innego kraju.