czwartek, 29 marca 2018

Dzienniki: Warszawa


Warszawa, w dniu 2  sierpnia 2013
       
          Warszawa powitała nas zbyt wysoko znajdującym się słoncem, dni są tak naprawdę za zbyt ciepłe.  Ciepłe, a raczej bym powiedziała gorące powietrze, działa na moją zbyt wrażliwą skórę w sposób bardzo niekorzystny, staje się odrazu czerwona. A myślałam, że wyruszam w drogę w kierunku północy, to ma być chłodno. Dzisiaj właśnie się dowiedziałam, jaka rożnica jest pomiędzy „chłodem” a „zimnem”. Miezkam w akademiku Uniwersytetu Warszawskiego razem z koleżanką z Wielkiej Britanii.
- Skąd jestesz? – to pierwsze pytanie które słyszę codziennie od każdej nowo poznanej osoby.
- Z Mołdawii. Nazywam się Olga.
- Ja mam na imię Rose-Mary Saskie Katarzyna. Możesz zwać mnię Marysią. To pierwsze imię mi się nie podoba.
- Pochodzisz z Polski?
- Tak. Moja mama kiedyś wyjechałą do Wielkiej Brytanii. Tata jest Brytyjczykiem. Mam tu babcię, ciocię, w ogóle dużo krewnych mam w Polsce… Nie mam nic do powiedzenia, bo nie kojarzę moich polskich krewnych. Jestem sama. Na noc zostawiamy wodę w lodówce, aby rano wziąc je ze sobą na zajęcia. Po zajęciach idę do księgarni. Jeden z profesorzy Uniwersztetu Warszawskiego polecił nam do przecztania książki o Powstaniu Warszawskim, pierwszą z ktorych była znana opowieść nowoczesnego pisarza Piotra Żychowicza Oblęd-44. Ale moją pierwszą książką w języku polskim był Rotmistrz Sosnowski. Moja mama z domu Sosnowskich, i właśnie to nazwisko przeprowadziło mnie do tego kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz