Lipiec, Ukraińska ZSRS, 1938[1]
Dom znajduje się na rogu ulicy
Słonecznej, po prawej stronie sosnowego lasu. Okna w nowych drewnianych ramach.
Świeżo umyte szyby. Ogródek, a w nim – pachnące młodością róży. Malowana bramka
z zamkniętymi drzwiami. Czerwona okrągła lampka słońca. Obudzone pierwszym
promieniem światła ptaki. Firanka z cienkiego lnu o kolorze nieba ledwo odsuwa
się. Ruch kształtów kobiety wskazuje na to, że już w krótkim czasie rodzina się
powiększy. Jej sukienka prawie sięga podłogi. Poprawia włosy, szukając ręką
grzebienia. Czarny kot leniwie się przyciąga. Zwiana się w puszysty mięciutki
kłębek. Powoli zaczyna mruczeć. Pary rozgrzanego samowara docierają do drobnych
białych wąsów, sprawiają, że wącha. Starsze dziecko pochyła się, próbuje złapać
go za ogon. Szybki ruch kocich pazurów, cienka fala krwi na dłoni. Krzyk. Płacz.
Szum kobiecych częstych kroków. Bierze go na ręce, tuli do siebie. Józek
zamilkł na chwilę, i znowu się rozpłakał.
Próbuje zaśpiewać kołysankę, ale tym razem głos jej nie słucha, łamie
się. Łzy stanęły w jej oczach. Cisza. Dzwięk otwierających się drzwi: czarny
kot powrócił. Zapach świeże upieczonego chleba. Cienkie ręce wyciągają pieczywo
z piekarnika, kroją na kawałki. Chłopczyk stoi obok i czeka. Uśmiecha się do
mamy. Do kuchni wbiega zarumieniona dziewczynka, przynosi zapach chłodnego
powietrza i róż. Wszyscy siadają przy stole. W oczach kobiety błysk słońca.
Nalewa dzieciom herbaty. Jej rysy twarzy stają się ostrzejsze w promieniach
słońca. Słyszy mruczenie kota. Czarny kłębek krąży wokół jej nóg. Fałdy głosowe
ciągle mu drgają. Jedną ręką daje dziecku kubek z herbatą, drugą głaska zwierzątko.
Oczami szuka Emilki, przygląda się jej. Jest już dorosła, będzie pomagać.
Kilka
dni minęło od wizyty pracowników NKWD. Lodowate spojrzenia nieludzkich oczu.
Szybkie ruchy. Dziwne pytania, szelest papierów. Nie miała pojęcia, co to za
papiery. Jej mąż wtedy powiedział: „Zaczekaj w domu. Wrócę, jak tylko wszystko
się wyjaśni. Będzie dobrze, obiecuję.” Nie prowadził żadnej działalności
przeciwko władzom. Ba, nawet nie prowadził działalności politycznej. Więc
stwierdził, że to pewnie jakaś pomyłka, że go tam wyzwano. Poszedł z
pracownikami NKWD po to, by spróbować dać odpowiedzi na jakieś pytania, i
wrócić do żony. Przynajmniej tak to wyglądało. Teraz jednak nie miała pewności.
Może faktycznie był niezadowolony z systemu władzy. Może brał udział w agitacji
społeczeństwa? W końcu często wyjeżdżał. Poza tym nigdy nie przepadał za komunistycznym
układem. I w ogóle czy to jest sprawiedliwie, by oddać własny dom, ogród,
zwierzęta o które dbasz, w ręce czerwonych żołnierzy? Czy jest sprawiedliwie
dzielić się własnością z całym państwem? Własnością zdobytą przez rodziców
podczas ciężkiej pracy! Zrozumiałaby go gdyby się okazało... Ale nie, to było absurdalne.
Znała go prawie od dzieciństwa. Nie był w stanie zrobić czegoś takiego. Nic nie
ukrywał. Nie mógłby ukrywać. Nie miał żadnej tajemnicy. Nawet gdyby i miał, ona
i tak by się dowiedziała. Wcześniej lub później. A najważniejsze jest to, że
sam się do niczego nie przyznał. Gdyby się przyznał, ona by zrozumiała. Ale
widać było, że wizyta tych osób go bardzo zdziwiła. Podobnie nie rozumiał, o co
im chodziło. Obiecał jej, że wróci. Oczywiście, że obiecał. Ale serca kobiety
nie da się okłamać: ona wiedziała, że jej ukochany mężczyzna nigdy już nie
wróci. Stamtąd nie ma drogi powrotnej.
Październik,
Ukraińska ZSRS, 1938
W głowie kręciły jej się jego ostatnie
słowa. Wszystko wirowało przed oczami w spowolnionym rytmie. Światło zaczęło po
woli znikać. Robiło się ciemno przed oczami. Myśli się mieszały. Nie mieściły
się w głowie. Wydawało się, że głowa rośnie, że tkańka skóry staje się za zbyt
miękka. Czarne kolca... kropki... Nie, ona nie może stracić przytomności. W
domu są dzieci. Ona musi... Nie prowadził żadnej działalności, która by mogła
zagrażać „bezpieczeństwu państwa”. Przecież
wiedział, czym to grozi. Przecież dzieci go potrzebują... Odruchowo chwyciła
się za brzuch, jedną ręką trzymała się za ścianę. Ruchy dziecka wydawały się być
szybsze z każdą chwilą. Łapiąc powietrze, usiadła na fotelu. Zawołała córkę i razem
wyzwały pogotowie.
Kiedy otworzyła oczy,
była już w szpitalu. Mokre włosy rozplątane na poduszce, oczy gorączkowo
szukały dziecka. Widziała, że to jest chłopczyk. Cisza. „Dlaczego go nie
słyszę?”- Pomyślała. Dobrze wiedziała, jak to jest. W końcu miała już dwoje
dzieci. Do pokoju weszła pielęgniarka. W rękach trzymała zawiniątko. Odruchowo
chwyciła go, po,łożyła obok siebie. Obudził się, usłyszała głośny płacz.
Natychmiast zarumieniła się, poczuła ulgę. Pielęgniarka nic nie powiedziała.
Stała obok lóżka, przyginała się z jednej nogi na drugą. Nie wiedziała jak
wytłumaczyć, że jest słabe... Mało szans, że przeżyje. Nigdy nie miała do
czynienia z czymś takim, to był jej pierwszy dzień w pracy. Wyszła, nic nie
powiedziawszy. Za chwile wróciła razem z sąsiadką kobiety. Miała wiadomość
dotyczącą męża. Jej twarz była całkiem biała, przez chwilę próbowała wykonać
ruchy, by coś wymówić. Mało skutecznie. Usiadła na łóżku obok pacjentki.
Przekazała jej list w czarnym opakowaniu. Postanowiono wymierzyć Pawłowi najwyższą karę. Krótko mówiąc został
rozstrzelany. Niewiadomo, dokąd go wywieziono. Niewiadomo, gdzie pochowano
zwłoki.
Nina obudziła się. Żadnej sąsiadki obok. Żadnego listu, żadnej strasznej
wiadomości. To był tylko koszmar. Ale kobieta wiedziała, że to nie tylko sen.
Czuła. Jak zwykle…
…Dziecko krzyczało już od kilku minut, a dopiero go usłyszała. Odruchowo go
przytuliła. Wciąż miała ciemno przed oczami.
W latach 1937-1938 na
rozkaz Józefa Stalina zamordowano prawie 700 tysięcy obywateli Związku
Radzieckiego. Według różnych źródeł
tylko w ciągu roku zamordowano od 250 do 700 tysięcy osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz