link do publikacji w More Maiorum:
Świętej pamięci Pawła Sosnowskiego
WSPOMNIENIA
I
Niewiele wiem o
moich polskich krewnych.
Pradziadek ze
strony mamy nazywał się Paweł Sosnowski. Pracował jako urzędnik kolejowy, pochodził z inteligenckiej rodziny. Został
rozstrzelany w trakcie represji stalinowskich w 1938. Miał wtedy około 30 lat.
Zostawił dwóch małych dzieci, 10-letniego Jozefa, Emilję 6 łat, i żonę, będacą
w ciaży. Moja prababcia nazywała się Nina, była z domu Zająckowskich. Nie
wiedziała, kiedy dokładnie urodziła najmłodsze dziecko, nie pamiętała, a raczej
nie chciała pamiętać tych dni.
Wszystko, co zostało po Pawłe
Sosnowskim, to jego jedyna fotografia. Stare pożółkłe zdjęcie, które kiedyś
zobaczyłam na ścianę w pokoju babci Emilii. Emilja Przeżyła całe swoje
rodzeństwo, a kiedy jej nie stało, ktoś przyniósł to zdjęcie do nas. Dostałam
ten portrecik od mojej babci, teraz jest już u mnie. Żadnych dokumentów
udowadniających istnienie mojego pradziadka, żadnych papierow ukazujących nasze pokrewieństw, nie ma.
Szukając informacji, znalazłam w Internecie
następujące dane: “Sosnowski Paweł, syn Piotra, osądzony na „najwyższą karę” w
roku 1938. Następnie zrehabilitowany.” W taki sposób potraktowano miliony osób
mieszkających w Związku Radzieckim oraz poza jego granicami...
W Odessie poznałam
babcię Ludmiłę, kuzynkę mojego dziadka. Miała wtedy 72 łata.
Moja mama zobaczyła, jak kobieta ta leję na siebię zimną wodę, a
robiła to codziennie. Zdziwiona, zapytała ją, dlaczego to robi, uslyszaliśmy tę
historię:
„...Mój tata został
rozstrzełany. Zostałam sama, nie mając nawet pewnośći, że przeżyję kolejny
dzień. Byłam młoda i ładna, byłam córką „bez ojca”, córką represowanego, „córką
wroga pańskiego”. Bałam się ścigania. Uciekłam więc do Kijówa. Tam chowałam się
w piwnicy, która stała się moim domem. Co rano mieszkańcy przynosili mnie coś
do jedzenia, a oprocz tego wodę, która marzła, stając się kawałkiem łodu. Rano
używałam go do mycia (śmiech). To dzięki tym ludziom teraz żyję“...Ojciec
został rehabilitowany, ale formalnie nić to nie zmieniło. Dlatego ciężko było znaleźć
pracę, a wcześniej nawet przezyć...”
„Ciociu Lusju, ależ
przeżyłaś... Straszne czasy...”- Mówi moja mama zaskoczona i zszokowana. Sama
miałam wtedy 4 łata, ale pamiętam to spotkanie. Ciocia odpowiedziała:
„Nie, no co ty!
Prosze Cię...byłam strasznie szczęśliwa!
Zawsze, jak budziłam się o porannej porze, cieszyłam się z tego powodu,
że nastąpił kolejny dzień. Patrzyłam w okienko, cieszyłam się, że swieci
słonce, że ptaki spiewają, że kwiaty rosną. A kiedy przychodzili do mnie
sąsiedzi, juz miałam jedzenie, nie byłam głodna. A nawet jak ich nie było przez
długi czas, to nie czułam tak naprawdę głodu. Ale mowię Cię, byłam młoda,
zdrowa, pewna sobie i pełna nadziej.”
„A co dalej?
Pewnie, wróciła Pani do domu?”
„Nie od razu...
Przecież w 1941 zaczęła się wojna. Najpierw chowałam się od NKWD, potem
przyszli niemieccy faszysci, chowałam się od nich. Wyszłam z piwnicy wtedy, jak
mniej więcej się uspokoiło, ale nadal nie mogłam czuć się biezpecznie...” (śmiech).
“No jacy z nas
teraz polacy? Urodziłam się na Ukrainie, jest to mój kraj, moja Ojczyzna, mowię
po ukraińsku...”- to słowa babci Emilji Sosnowskiej. Przyjechała do nas na
pogrzeb jej brata i mojego dziadka Anatola. Wtedy właśnie powiedziała mi to, co
wiedziała o naszym polskim pochodzeniu. Z jej wspomnień, zanotowałam wszystkie
imiona krewnych. Dla mnie wydawały się być dziwne, ponieważ brzmiały obco, “nierosyjsko”.
Niestety straciłam notatki, więc mogę polegać jedynie na swojej pamięci.
„Mamy w Polsce rodzinę.
Ja mam kuzyna, nazywa się Karolek... ”
„A
gdzie dokładnie mieszka?” – pytam zaskoczona.
„Skąd mogę to
wiedzieć... Gdybym powiedziała komuś, że mam rodzinę poza Związkiem Radzieckim,
w Polsce, to bym napewno trafiła na najbliższy komisariat. Więc, przez długi
czas nie mieliśmy żadnych kontaktów, i teraz już nie wiem nic... ”- mówi babcia
Milia.
***
Babcia Milia
dostała odszkodowanie jako córka ofiary represji stalinowskich. Oczywiście,
żadna kupa kasy nie zwroci nieprzespanych nocy, wypłakanych oczu, zgubionego
dzieciństwa. Wiem, że dokumenty pradziadka zostali spałone. Istniało pewne
niebezpeczeństwo “bycia polakiem”. Wsyzstkie jego dzieci miali już obywatelstwo
ukraińskie, nazwisko rodowe zostało też zmienione, jest zapisane cyrylicą.
Teraz jedynie dzięki pamięci żyjących, słuchająć głosu własnego serca, probuję
odnotować rodzinną historię.
Olga Diacova-Sosnowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz