środa, 11 lutego 2015

Wspomnienia. I



link do publikacji w More Maiorum:
http://www.moremaiorum.pl/rocznicowy-numer-maiorum/                                               

                                                                      Świętej pamięci Pawła Sosnowskiego

WSPOMNIENIA

                    I

Niewiele wiem o moich polskich krewnych.

Pradziadek ze strony mamy nazywał się Paweł Sosnowski. Pracował jako urzędnik kolejowy,  pochodził z inteligenckiej rodziny. Został rozstrzelany w trakcie represji stalinowskich w 1938. Miał wtedy około 30 lat. Zostawił dwóch małych dzieci, 10-letniego Jozefa, Emilję 6 łat, i żonę, będacą w ciaży. Moja prababcia nazywała się Nina, była z domu Zająckowskich. Nie wiedziała, kiedy dokładnie urodziła najmłodsze dziecko, nie pamiętała, a raczej nie chciała pamiętać tych dni.
            Wszystko, co zostało po Pawłe Sosnowskim, to jego jedyna fotografia. Stare pożółkłe zdjęcie, które kiedyś zobaczyłam na ścianę w pokoju babci Emilii. Emilja Przeżyła całe swoje rodzeństwo, a kiedy jej nie stało, ktoś przyniósł to zdjęcie do nas. Dostałam ten portrecik od mojej babci, teraz jest już u mnie. Żadnych dokumentów udowadniających istnienie mojego pradziadka, żadnych papierow  ukazujących nasze pokrewieństw, nie ma.
            Szukając informacji, znalazłam w Internecie następujące dane: “Sosnowski Paweł, syn Piotra, osądzony na „najwyższą karę” w roku 1938. Następnie zrehabilitowany.” W taki sposób potraktowano miliony osób mieszkających w Związku Radzieckim oraz poza jego granicami...
           
W Odessie poznałam babcię Ludmiłę, kuzynkę mojego dziadka. Miała wtedy 72 łata.
Moja mama zobaczyła,  jak kobieta ta leję na siebię zimną wodę, a robiła to codziennie. Zdziwiona, zapytała ją, dlaczego to robi, uslyszaliśmy tę historię:
„...Mój tata został rozstrzełany. Zostałam sama, nie mając nawet pewnośći, że przeżyję kolejny dzień. Byłam młoda i ładna, byłam córką „bez ojca”, córką represowanego, „córką wroga pańskiego”. Bałam się ścigania. Uciekłam więc do Kijówa. Tam chowałam się w piwnicy, która stała się moim domem. Co rano mieszkańcy przynosili mnie coś do jedzenia, a oprocz tego wodę, która marzła, stając się kawałkiem łodu. Rano używałam go do mycia (śmiech). To dzięki tym ludziom teraz żyję“...Ojciec został rehabilitowany, ale formalnie nić to nie zmieniło. Dlatego ciężko było znaleźć pracę, a wcześniej nawet przezyć...”
„Ciociu Lusju, ależ przeżyłaś... Straszne czasy...”- Mówi moja mama zaskoczona i zszokowana. Sama miałam wtedy 4 łata, ale pamiętam to spotkanie. Ciocia odpowiedziała:
„Nie, no co ty! Prosze Cię...byłam strasznie szczęśliwa!  Zawsze, jak budziłam się o porannej porze, cieszyłam się z tego powodu, że nastąpił kolejny dzień. Patrzyłam w okienko, cieszyłam się, że swieci słonce, że ptaki spiewają, że kwiaty rosną. A kiedy przychodzili do mnie sąsiedzi, juz miałam jedzenie, nie byłam głodna. A nawet jak ich nie było przez długi czas, to nie czułam tak naprawdę głodu. Ale mowię Cię, byłam młoda, zdrowa, pewna sobie i pełna nadziej.”
„A co dalej? Pewnie, wróciła Pani do domu?”
„Nie od razu... Przecież w 1941 zaczęła się wojna. Najpierw chowałam się od NKWD, potem przyszli niemieccy faszysci, chowałam się od nich. Wyszłam z piwnicy wtedy, jak mniej więcej się uspokoiło, ale nadal nie mogłam czuć się biezpecznie...” (śmiech).

“No jacy z nas teraz polacy? Urodziłam się na Ukrainie, jest to mój kraj, moja Ojczyzna, mowię po ukraińsku...”- to słowa babci Emilji Sosnowskiej. Przyjechała do nas na pogrzeb jej brata i mojego dziadka Anatola. Wtedy właśnie powiedziała mi to, co wiedziała o naszym polskim pochodzeniu. Z jej wspomnień, zanotowałam wszystkie imiona krewnych. Dla mnie wydawały się być dziwne, ponieważ brzmiały obco, “nierosyjsko”. Niestety straciłam notatki, więc mogę polegać jedynie na swojej pamięci.
„Mamy w Polsce rodzinę. Ja mam kuzyna, nazywa się Karolek... ”
            „A gdzie dokładnie mieszka?” – pytam zaskoczona.
„Skąd mogę to wiedzieć... Gdybym powiedziała komuś, że mam rodzinę poza Związkiem Radzieckim, w Polsce, to bym napewno trafiła na najbliższy komisariat. Więc, przez długi czas nie mieliśmy żadnych kontaktów, i teraz już nie wiem nic... ”- mówi babcia Milia.

            ***
Babcia Milia dostała odszkodowanie jako córka ofiary represji stalinowskich. Oczywiście, żadna kupa kasy nie zwroci nieprzespanych nocy, wypłakanych oczu, zgubionego dzieciństwa. Wiem, że dokumenty pradziadka zostali spałone. Istniało pewne niebezpeczeństwo “bycia polakiem”. Wsyzstkie jego dzieci miali już obywatelstwo ukraińskie, nazwisko rodowe zostało też zmienione, jest zapisane cyrylicą. Teraz jedynie dzięki pamięci żyjących, słuchająć głosu własnego serca, probuję odnotować rodzinną historię.




                                                                                         Olga Diacova-Sosnowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz