Warszawa,
1 sierpnia 2013
Uprzejme pracownicy LOT-u ubrane na biało-czerwone witają nas przy wyjściu i
mówią „Do widzenia” każdemu z podróżnych. Samolot wylądował na lotnisku w
Warszawie. Popołudniowe słońce razem z wiatrem jakby zapraszają do miasta.
Wydaje mi się, że mogę wszystko powiedzieć po polsku: znam już dużo wyrazów,
uczyłam się przez miesiąc gramatyki z podręcznika, który kupiłam podczas
pierwszej wizyty w Warszawie. Jednak że przysłuchuję się ludziom na ulice. Na
przystanku podchodzi do mnie jakaś pani i pyta o coś, ale jedynie co mogę
powiedzieć to „nie wiem”, w dodatku, robię akcent na drugie słowo... Jestem
ciekawa wszystkiego. Uczę się nowych wyrazów, i nagle rozumiem, że myślę po
polsku: zdania przychodzą mi do głowy w taki sposób, jakbym od dawna mówiła po
polsku. Moje pradziadkowie posługiwali się tym językiem, ale nigdy ich nie
poznałam.
Warszawa, 2 sierpnia 2013
Warszawa powitała nas zbyt wysoko znajdującym się słońcem, dni są naprawdę za
zbyt ciepłe. A myślałam, że wyruszam w drogę w kierunku północy, to ma
być chłodno. Dzisiaj właśnie się dowiedziałam, jaka różnica jest pomiędzy chłodem a zimnem. Mieszkam
w akademiku Uniwersytetu Warszawskiego razem z koleżanką z Wielkiej Bretanii.
Ma kilka imion, oprócz angielskiego Rose-Mary ma na imię Katarzyna, ale woli
być nazywana Marysią. Jej mama kiedyś wyjechała z Polski. Dzisiaj po zajęciach
idziemy na Stare
Miasto. Szkoda, że prawie nic od tej prawdziwie starej
Warszawy nie zostało, ale i tak te widoki robią na nas wielkie wrażenie.
Maryśka nie chce sobie robić zdjęć, mówi że jest za blada, nie podoba się jej
własna białość, ale chętnie robie zdjęcia dla mnie. Będę na tych zdjęciach
razem ze chłopakiem przybranym za rycerza. Mam na sobie lekką, zwiewną
sukienkę, ale i tak odczuwam gorące jak płomień powietrze. Często oddycham, i
marzę o deszczu.
***
Wrocław, 7 kwietnia 2014
...Z dzieciństwa lubię drogi kolejowe. Uwielbiam
„zapach” ruchu. Uwielbiam ten zaspokajający szum. Drzewa, bieżące przed oczami,
niebo, znikające w niekończącym się walcu soczystej zieleni. Białe chmurki
przypominają mi zawsze niezwykle cudownych zwierząt. A jak pociąg się
zatrzyma, fajnie jest oglądać na spokojnie budynki, zieleń drzew i trawy,
oraz bawiące się ptaki. Kołysze mnie pociąg... Prawie zasypiam. Jakie to fajne
uczucie! Tyle zieleni, młodości, powietrza, tyle życia! Nagle zaczęło padać.
Duże kropli krzywo i po woli spadają na szubę. Szum staję się z każdą chwilą
coraz głośniejszy. Już całe okno zalane błyszczącymi kropelkami. Kocham deszcz!
Wysiadam na Dworcu Głównym we Wrocławiu. Ładny jest ten dworzec: położony na
tłe jaśnej niebieskości, w kolorze żółto-pomarańczowym, przypomina mi
średniowieczny bajeczny zamek... Szczęśliwa, zamykam oczy, i wspomnienia
słodkim walem wypełniają moje serce. Jak że szybko czas leci!
Gdańsk,
10 lipca 2014
Jestem w Gdańsku. Kupuję bilet na autobus do Starogardu Gdańskiego. Jest późno,
dzwonię do koleżanki ze Starogardu, i pytam ją, czy warto dzisiaj jechać,
biorąc pod uwagę ten fakt, że może już nie być transportu do budynku, gdzie
mamy tymczasowe zakwaterowanie, i że mogę po prostu zostać się na dworcu
kolejowym. Poleca mi jechać, mówi, że na pewno da się złapać taksówkę. Jadę
najpierw autobusem, i wyjaśniam kierowcy, gdzie chcę wysiąść i że potrzebuję
taksówkę, jednak zostaję przez niego poinformowana, iż taksówek już nie ma, i
to na pewno.
-Nie zostawię pani samej w nocy. Nie jest to bezpiecznie. Odwiozę pani własnym
samochodem, proszę tylko zaczekać, aż zostawię autobus. - Jestem po prostu
zachwycona. Chociaż w Polsce zawsze trafiłam na dobrych ludzi. Jedziemy więc, i
przez cały czas prawie nie rozmawiamy.
-Ile mam do zapłaty? – pytam pod koniec, chociaż czuję jaka będzie odpowiedź.
-Nie, prószę Pani, nic. W każdym razie bym nie mógł Panią tu zostawić samej w
nocy...
-Ale ja mam pieniądze... Gdybym nie miała... ale mam! To proszę, nie wiem ile
by kosztowała taksówka... - wyciągam rękę ze złotówkami. - Dziękuję Panu
bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz