czwartek, 4 lutego 2016

Wniosek bez odpowiedzi, czyli Historia jednej z ofiar „Operacji polskiej” (czerwiec 2015)

(Wersja autorska, na razie bez poprawek)


Ostatnio miałam różne pomysły na opowiadania. Aktualnie jestem wśród rodziny, w rodzinnym domu. Ale ciągle brakuje mi czasu, by opracować rozmowy. Dlaczego? Bo ostatnio cały czas zajmuję się dokumentami. Wyjechałam na krótko z Polski, po to by zadeklarować swoją przynależność do narodu polskiego. Taka sprawa.
            Tym z państwa, którzy nie czytali moich poprzednich publikacji w „More Maiorum”, powiem krótko, o co chodzi. Mój pradziadek, Paweł Sosnowski, został rozstrzelany w trakcie tak zwanej „operacji polskiej” w Związku Radzieckim. Zarzucono mu szpiegostwo na rzecz Rzeczpospolitej Polskiej. Po latach oraz po śmierci zrehabilitowano go oraz zdeklarowano niewinnym. Ale wróćmy do roku 1939. Pawła i jego dwóch braci represjonowano, a jego żona Nina razem z  dziećmi ubiegła z domu, i chowała się przez długi czas od NKWD. Była w ciąży, i miała już dwojga małych dzieci. Chowała się z nimi u obcych ludzi. Miała krewnych, ale wszyscy byli pod groźbą wysłania do Syberii bądź śmierci. Wytrzymała. Przeżyła. Urodziła. Ale musiała zniszczyć dokumenty. Przede wszystkim, spaliła dokumenty Pawła, obawiając się za bezpieczeństwo dzieci i swoje. Dalej zniszczyła dowody narodowości, ponieważ prześladowano osób pochodzenia polskiego. W latach 1937-38 na rozkaz szefa NKWD Nikołaja Jeżowa była przeprowadzona „Operacja polska”. Wynikiem tej „operacji” politycznej stało się pozbawienie życia ponad 111 tys. osób narodowości polskiej, zamieszkałych w Związku Radzieckim. Jeszcze więcej ludzi straciło swoich krewnych, a przede wszystkim ojców rodzin. Świadków tych zdarzeń staje się coraz mniej. Ponadto większość ofiar nie utrzymywała kontaktów ze swoimi krewnymi z Polski. Z jakiego powodu? - Sowiecka polityka zmuszała Polaków do rezygnowania ze swojej narodowości w obawie przed represjami.
            Często dowodem „zdrady” okazywały się stare polskie zdjęcia, relikwie rodzinne, modlitewniki oraz kartki pocztowe od dalekich krewnych z Polski. W taki sposób nasza rodzina straciła wszelkie kontakty z Polską. Przez wiele lat prababcia nie słyszała nic o nich, i teraz nie wiemy, gdzie mieszkają potomkowie... Zwracam się do państwa z ogromną prośbą, chociaż rozumiem, że takich historii jest o wiele więcej, niż mogę sobie wyobrazić... Szukamy krewnych w Polsce. Sama już od kilku lat tu mieszkam. Najpierw była Warszawa, potem Śląsk – Katowice, Sosnowiec... Aktualnie jestem zameldowana we Wrocławiu, jednym z najpiękniejszych polskich miast. Pracuję w szpitalu, dodatkowo studiuję tłumaczenia specjalistyczne. Nic od nikogo nie potrzebuję. Przebywam w Polsce legalnie. Posiadam kartę polaka. Chcę tylko poznać innych potomków naszego rodu. Prababcia, żona Pawła Sosnowskiego, była z domu Zajączkowska. Prawdopodobnie po jej linii potomkowie zostali w Polsce. Jej kuzyn nazywał się Karol Zajączkowski. Proszę o informację, gdyby ktoś z państwa skojarzył nazwiska oraz imiona z moich opowiadań rodzinnych. Będę wdzięczna za każdą informację, każdą nadzieję. Znaleźć mnie można w sieciach socjalnych, nazywam się właśnie tak, jak się podpisuję aktualnie, czyli podwójnym nazwiskiem.
            Ze swoich czasów mój dziadek starał się o przyznanie ofiarą represji stalinowskich w ZSRR. Teraz szukamy sprawiedliwości historycznej. Dziadek się nie doczekał pozytywnej decyzji. Niniejszym pragnę opowiedzieć państwu o tym, z czego wszystko się zaczęło. Załączam zdjęcie wniosku, złożonego przez Anatola Sosnowskiego, mojego dziadka.
„Złożyłem wniosek, w którym zadałem 2 pytania: 1.Czy jestem ofiarą represji politycznej? 2.Czy mam prawo do rekompensacji za mojego ojca, zmarłego w wyniku represji politycznej?”- oto fragment kolejnego już wniosku Anatola  Sosnowskiego. Zarówno jak i te poprzednie, nie uzyskał on pozytywnej decyzji. Mimo to, że fakt represji politycznej został przyznany oficjalnie, rekompensacji Anatolowi odmówiono. Wszystkie dzieci Pawła Sosnowskiego odnaleźli swoje przeznaczenie. Ukończyli studia, zbudowali rodziny. Byli szczęśliwi. Ale myśl o tragicznie straconym ojcu nie dawała im spokoju przez całe życie. Rozmawiali o tym pomiędzy sobą, bardzo cicho, za zamkniętymi drzwiami...
            Paweł Sosnowski został rozstrzelany na terenach Mołdawskiej ZSRR. Teraz te tereny należą do Ukrainy. Anatol, najmłodszy syn Pawła, wyprowadził się do Mołdawskiej stolicy, Kiszyniowu. W Ukrainie poinformowano go o to, że rekompensacja zależy od państwa Mołdawii, ze względu na adres zamieszkiwania. W Mołdawii, swoją drogą, skierowano go do Ukrainy. Anatol Sosnowski nie doczekał się rozwiązania. Jego córka i moja mam Świetlana do pewnego czasu o niczym nie podejrzewała. Nie mówił, nie opowiadał. Dopiero po śmierci dziadka znalazłyśmy te wnioski, i postanowiłyśmy kontynuować poszukiwania. Żadnej rekompensacji nie potrzebujemy. Szukamy prawdy oraz sprawiedliwości historycznej. Tego chcieli nasi przodkowie, i o to walczyli. Chcemy zarejestrować nazwisko rodowe w taki sposób, jak miało się ono pisać historycznie, po polsku. Świetlana Sosnowska w cyrylice została zarejestrowana jako “Сосновская”, a z narodowości „Ukrainka.” Urząd miejski Kiszyniowa najpierw odmówił zmiany pisowni nazwiska z literkami „k” oraz „w”, potem jednak się zgodził ze względu na obce pochodzenie etniczne. Jeszcze wcześniej Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej przyznała jej narodowość.

„Zwracam się z prośbą o zmianę pisowni mojego nazwiska panieńskiego, biorąc pod uwagę reguły języka polskiego. Jestem narodowości polskiej” – oto fragment wniosku, który ostatnio pisałyśmy razem z mamą. Musiałyśmy wypielić wszystkie pola. Tak właśnie powstało niniejsze opowiadanie. Dodam jeszcze, że mama mówi, iż od dawna czuła, że będziemy szukać swojej historii, że dla nas ta księga nie jest zamknięta. A ona dopiero się otwiera przed nami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz